Boże, dzięki Ci, że zawsze znajdzie się ktoś, kto wybije mi z głowy jakiś głupi pomysł, zupełnie jak ostatnio, w Sylwestra. To była ciepła noc. Wraz z koleżanką wybrałyśmy się do Michała, który organizował spotkanie Sylwestrowe, by wspólnie z nim i paroma innymi osobami pożegnać rok 2012 i z rozmachem powitać nowy. Szłyśmy spokojnym krokiem, omijając plac zabaw i plebanię, którą zamieszkiwał, m.in. Tomasz. Spojrzałam w jego okno - paliło się tam światło. W pewnej chwili poczułam tak wielki żal i tęsknotę, iż byłam w stanie zrobić wszystko, żeby go zobaczyć. Męczyła mnie ciekawość, jak spędza tegorocznego Sylwestra. Przyspieszyłam kroku, by nie doszło z mojej strony do żadnego aktu desperacji. Wiedziałam, że, jeśli zostałabym tam chwilę dłużej, nie nastąpiłoby nic innego prócz mojej kompromitacji. W końcu dotarłyśmy na miejsce spotkania. Było świetnie, a jednak nie potrafiłam się tym cieszyć. Próbowałam wziąć się w garść, lecz średnio mi to wychodziło. O 23.45 całą grupą ruszyliśmy przed siebie z plecakiem załadowanym po brzegi petardami. Uniosłam głowę, spojrzałam w niebo - księżyc świecił jasno. Wybiła 24.00. W jednej chwili kolorowe błyski petard wzięły w objęcia ponure niebo, a w powietrzu unosił się zapach nowego życia, moment, kiedy dostajemy kolejną szansę. Do dziś dźwięczy mi w uszach huk otwieranego szampana. Wtedy pojęłam, że wraz z rokiem 2012 kończy się również wszystko, co z nim związane. Przed oczami miałam najpiękniejsze chwile spędzone z x.Tomkiem. Straciłam go. Na zawsze. Po raz kolejny to sobie uświadomiłam. Może, jeśli będę to sobie częściej powtarzała uda mi się szybciej wyzwolić, przestać być więźniem tej chorej miłości. Wróćmy do Sylwestra. Wszyscy zaczęli składać sobie noworoczne życzenia, a ja stałam i miałam łzy w oczach. Chciałam znaleźć się jak najdalej od świata, zaszyć się w miejscu, gdzie nikt mnie nie znajdzie i dobyć tam kresu moich dni, bo co to za życie bez człowieka, którego rzekomo kocham... Nadszedł czas powrotu z imprezy sylwestrowej. Ponownie przyszło mi się zmierzyć z ogromną tęsknotą i przejść spokojnie obok jego domu. Chwilę wcześniej wpadł mi do głowy pewien pomysł. Chciałam do niego zadzwonić i... sama nie wiem, na co liczyłam. Możliwe, że wygarnęłabym mu wszystko to, co na sercu mi leżało, powiedziałabym mu, co czułam za każdym razem, kiedy go spotykałam, że rozpływałam się pod jego spojrzeniem i jak bardzo mi go brakuje. Dotarłyśmy na miejsce spoczynku. Patrycja, u której nocowałam, wpadła na inny pomysł. Postanowiłyśmy, że jutro wstaniemy na 12.00 do kościoła. Nie wiedziałyśmy, kto będzie odprawiał mszę, ale możliwym było, iż natknę się na Tomasza. I co wtedy? Jak miałabym spojrzeć mu w oczy? Doszłam do wniosku, iż lepiej wstrzymam się z telefonowaniem do niego i wygadywaniem niepotrzebnych głupot. Co niby ta rozmowa miałaby zmienić? Nic, bo on i tak był poza moim zasięgiem. Patrycja nastawiła budzik na 8.00 rano, ale to nie zdało rezultatu, bo koniec końców wstałyśmy o 11.45. W życiu nie zdążyłybyśmy się ogarnąć i dotrzeć do kościoła na czas albo z drobnym spóźnieniem. Zostało mi domyślanie się, co by było, gdybym zadzwoniła i czy na pewno on odprawia teraz mszę. Tego jednak nigdy się nie dowiem. Mimo wszystko, że żal mi tego, iż nie usłyszałam jego głosu wiem, że tak było najrozsądniej. Wszystko skończyło się najlepiej jak mogło.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

About this blog

O mnie

Moje zdjęcie
Cierpię, lecz staram się podnosić i żyć dalej. Taka bowiem jest natura człowieka - upadamy, by wstać i dysponować o wiele większą siłą niż dotychczas. "Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość."
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Ilu Was było